W scenerii jesiennej przyszło mi zrealizować drugi dzień powtarzanego VI tygodnia treningowego. Z nieba padał śnieg z deszczem, termometr wskazywał + 2 stopnie, a chodniki pokryły się topniejącym śniegiem i o poślizg na nich nie było zbyt trudno. Trening rozpocząłem po powrocie z pracy o godzinie 16. Zgodnie z planem na dzisiejszy dzień przewidziane było jedynie 30 minut biegu. W czasie 29 min. i 49 sek. pokonałem dystans 4,52 km i spaliłem 384,6 kcal. Bieg niestety do łatwych nie należał, gdyż nie jadłem nic oprócz śniadania złożonego z filetów śledziowych z cebulką w oleju lnianym oczywiście swojskiej roboty. I z mijającymi kolejnymi minutami czułem, że najzwyczajniej brakuje mi paliwa.
Jednak jak to mówią co nas nie zabije to nas wzmocni, a więc jutro czas na trzeci dzień treningowy.
Chciałabym kiedyś przebiec w takim czasie taki dystans. Na razie wlekę się jak ślimak, no ale jak to mówią "i tak jestem szybsza od tych co siedzą na kanapie" :D Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńAgato nie przejmuj się. Moje dotychczasowe największe osiągnięcie biegowe to poranny sprint do budzika. Od ładnych kilku miesięcy zbieram się do biegania i wciąż mi nie wychodzi. Faceci mają chyba łatwiej z tym ...
UsuńAgatko uszy do góry ;-) ja na początku swojej przygody z bieganiem ledwo człapałem, a gdzie mi tam było w głowie biegać po 20 czy 30 minut. Jeśli będziesz systematycznie trenować, to metodą małych kroczków dojdziesz do celu, czyli do długiego biegania. Ja wciąż jestem w drodze do tego celu. Pozdrawiam i trzymam kciuki za Ciebie. I pamiętaj nigdy się nie poddawaj.
OdpowiedzUsuń