Trochę jakby przewrotnie rozpoczynam tydzień treningowy w momencie, gdy nieśmiało przybywa do nas zima. Temperatura spada w okolice zera lub delikatnie poniżej, a z nieba nieśmiało zaczynają spadać lekkie płatki śniegu. Rankiem za oknem trudno doszukiwać się świtu, a wychodząc z pracy powoli nadciąga zmrok. Dla wielu opisane tło jest oznaką, że nadchodzi zima, a więc pora, gdy buty do biegania można zawiesić na kołku. Jak dla mnie jest to oznaka tego, że nadchodzi czas, gdy walka z nadwagą wchodzi w kolejną fazę i wbrew pozorom nie będzie ona wcale trudniejsza. Bieganie w warunkach zimowych jest cięższe, wymaga więcej wysiłku, a organizm zużywa więcej energii potrzebnej m.in. do ogrzania, co sprawia, że można szybciej spalić tkankę tłuszczową i zgubić zbędne kilogramy.
Dzisiejszy trening przyszło mi zrealizować dopiero o godzinie 20:00. Termometr wskazywał niemal 0 stopni, wiał lekki zimny wiatr i delikatnie padał śnieg. W czasie 36 minut i 16 sekund pokonałem dystans 6 kilometrów i spaliłem przy tym 472,8 km.
Po raz pierwszy od kilku tygodni udało mi się rozpocząć tydzień od treningu i mam nadzieję, że w okresie zimowym będzie to normą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz